Zauważyłam, że czymś co mogło u mnie mieć istotny wpływ na
rozwój choroby mógł mieć pewien destrukcyjny nawyk. Otóż próbowałam przy
maksymalnym nakładzie sił wewnętrznych i samozaparcia, dawać z siebie jak
najwięcej na zewnątrz ( w pracy, w nauce, w domu), a przy tym minimalizując
wspieranie organizmu z zewnątrz w postaci rozrywki, drobnych przyjemności, i co
najgorsze – pożywienia. Doprowadziło to do skrajnego wyniszczenia organizmu i
co oczywiste wywołało skutek odwrotny – brakowało mi sił i energii, popełniałam
błędy, byłam rozdrażniona, co skutkowało obniżaniem wydajności.
Dodatkową kwestią jest to, że cały czas byłam skoncentrowana
na przyszłości. Powtarzałam sobie, że pracuję na przyszłość, że teraz
oszczędzam, haruję, ale w przyszłości to zaprocentuje, odłożę sobie pieniądze i
w przyszłości będę korzystać. Miałam dwie prace, zero czasu dla siebie ( może
czasem niedziela wolna). Prawie cały czas, 6 dni w tygodniu spędzałam w pracy.
Wmawiałam sobie, że nie potrzebuję relaksu, że odpoczywam w pracy. Każde 5
minut wolne wpędzało mnie w wyrzuty sumienia, totalnie odwykłam od odpoczynku.
Nie miałam apetytu. Moim paliwem była kawa z mlekiem bez laktozy. Odmawiałam sobie
większości pierwszorzędnych potrzeb,
np. chodziłam cały czas w jednych spodniach.
Dziś już wiem, że życie to tu i teraz. Tylko ta chwila, dzisiaj.
Wczoraj minęło – możesz wyciągnąć lekcję, zachować wspomnienia. Jutro nadejdzie
dopiero. Skąd niby mam pewność, że jutro będzie super jak dziś nie zadziałam,
nie zepnę siebie, nie zadbam o siebie. Muszę o siebie dbać, kochać siebie, aby
móc też prawidłowo dbać o bliskich.
Komentarze
Prześlij komentarz